Jest decyzja Sądu Najwyższego w sprawie Aleksandra Gawronika - 19 grudnia 2024 – Sąd Najwyższy wydał orzeczenie w sprawie podżegania do zabójstwa dziennikarza z Poznania, Jarosława Ziętary.
Kasacja złożona przez prokuraturę została oddalona. To oznacza, że były senator Aleksander Gawronik został ostatecznie uniewinniony.
Prokuratura oskarżyła senatora z lat 90. Aleksandra Gawronika o to, iż nakłaniał pracowników ochrony firmy Elektromis do zabójstwa poznańskiego dziennikarza, który zaginął w 1992 roku. Według śledczych powodem zniknięcia dziennikarza mogło być jego zainteresowanie tzw. szarą strefą gospodarczą oraz planowane przez niego publikacje na ten temat.
Sądowa batalia trwała 8 lat. Proces Gawronika toczył się przed poznańskim sądem okręgowym od stycznia 2016 roku. Ciała dziennikarza nigdy nie odnaleziono. Jarosław Ziętara 1 września 1992 roku wyszedł z domu do redakcji "Gazety Poznańskiej". Nigdy tam nie dotarł. W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono. Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Był absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował najpierw w radiu akademickim, później współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Kurierem Codziennym", tygodnikiem "Wprost" i z "Gazetą Poznańską". Ostatni raz widziano go 1 września 1992 r. Rano wyszedł z domu do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji "Gazety Poznańskiej".
Aleksander Gawronik powiedział dziennikarzom, że cała sprawa nieodwracalnie zmieniła jego życie. – trudno zachować pozycję, twarz, nazwisko w sytuacji, kiedy wszyscy opowiadają dyrdymały.
„…Kiedy wczoraj (19 XII 2024) przeczytałem o sprawie Aleksandra Gawronika, postanowiłem sięgnąć do mojego z nim spotkania, ponad 30 lat temu - 6 i 7 maja 1992 r. w Poznaniu, pokazaniu jego zdjęć i rozmowy jaką z nim odbyłem i która ukazała się w nowojorskim magazynie „KARIERA” (listopad 1992) pt. ALEKSANDER GAWRONIK…” – Czesław Czapliński.
Nowojorski magazyn „KARIERA” (listopad 1992) pt. ALEKSANDER GAWRONIK…” – Czesław Czapliński.
W środę 23 września br. o godz. 17.10 w warszawskim hotelu „Holliday Inn”, funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa, aresztował Aleksandra Gawronika. Prokuratura wojewódzka w Warszawie zarzuca mu zagarnięcie mienia spółki „Art.-B”.
–Kim jest Aleksander Gawronik?
„To wszystko jest chore”
Ukończył 44 łata, jest absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, uważany jest za jednego z najbogatszych, jeśli nie najbogatszego człowieka w Polsce. W 1978 r. po zwolnieniu - za oddanie legitymacji partyjnej - z funkcji dyrektora przedsiębiorstwa państwowego, wszedł na scenę biznesu jako pełnomocnik trzech firm zagranicznych. Mówi się, że ubiegłoroczne obroty, założonego przez Gawronika w 1988 r. Biura Handlowo-Prawnego A.G. wynosiły 900 mln dolarów. Firma skupiająca najlepszych międzynarowowych prawników, rozwija się niebywale gwałtownie poprzez uruchamiania coraz to nowych rodzajów działalnosci finansowej, handlowej i usługowej.
Sukces Gawronika zaczął się 15 marca i989 roku, kiedy na przejściugranicznym w Świecku (na trasie Warszawa-Berlin), otworzył pierwszy w Polsce prywatny kantor wymiany walut. W ślad za nim powstała pierwsza i jak dotąd największa w Polsce sieć kantorów wymiany walut w Poznaniu, Gnieźnie, Szczecinie oraz czynnych przez całą dobę kantorów na zachodnich przejściach granicznych. Organizacja kantorów stanowi doskonałe przygotowanie do rozpoczęcia działalnsci Banku Poznańskiego A.G. – S.A. Z chwilą otwarcia centrali w Poznaniu kantory przejmą rolę ekspozytur banku. Z myślą o podróżujących Polakach i cudzoziemcach, w swoich czynnych całą dobę punktach. Biuro podjęło się prowadzenia agencji ubezpieczeń komunikacyjnych Warta S.A.
Firma Gavwonika stawiając od samego początku na rzetelność i wysoką jakość usług, doceniona została przez zagranicznych partnerów i otrzymała generalne przedstawicielstwo europejskiej spółki akcyjnej TAX FREE, towarzystwo z siedzibą w Szwecji, które prowadzi zwrot podatku od wartości dodanej do zakupionych w krajach Europy Zachodniej towarów. Mówi się, że obroty w samej tylko tej dziedzinie wynoszą około 100 mln marek niemieckich w skali roku. Działalność ta jest nie tylko dużym ułatwieniem dla podróżnych, ale również oznacza wejście do europejskiego systemu rozliczeń finansowych.
W 1990 roku dzięki operatywnej współpracy Biura z koncertem ESSO AG z Hamburga. Polska uniknęła klęski braku bęzyny. Dziś Gawronik jest największym prywatnym importerem surowej ropy naftowej w Polsce. Jest właścicielem najbardziej nowoczesnej i ekologicznie bezpiecznej stacji benzynowej w Poznaniu, której koszt budowy wyniósł 2 mln dolarów.
Z innych dziedzin działalności Biura, wspomnieć należy o konwencjach przesyłek szczególnie wartościowych towarów załatwieniu formalności spedycyjnych, systemie alarmowym. Sezam, do którego podłączonych jest wiele zakładów w Poznaniu. Po 45 sekundach od jego uruchomienia grupa operacyjna, specjalnie wyszkolonych komandosów wkracza do akcji.
W sumie bardzo niewiele wiadomo o życiu prywatnym Aleksandra Gawronika, poza tym, że ma żonę Danutę i pięcioletnią córeczkę Oleńkę i lub konie. Sensację wzbudził, kiedy podjął się prowadzenia spółki Art.-„B” za nie spotykane w Polsce honorarium pół miliona dolarów miesięcznie. A następnie zrezygnował nie dając się przekupić przez Bank Handlowo-Kredytowy w Katowicach, który oskarżył w wywiadzie w tygodniku „Wprost”: „…Przez mały bank (BHK) podarowano komuś kilkaset milionów dolarów. Wierze, że sprawą zajmie się prokuratura i NIK. Proponowali to pierwsi właściele Art.-„B”, kiedy chcieli negocjować z NBP. Wiem, że dług byłby spłacony, a teraz nie ma na to szansy. Pieniądze z NBP i Art. -„B” „rozpłynęły” się w BHK…”.
W kilkugodzinnej drodze z Warszawy do Poznania, siedziałem na tytlnym siedzeniu Mercedesa 600SL obok Aleksandra Gawronika i jeśli tak można powiedzieć, zdani byliśmy na siebie. A oto zapis naszej rozmowy.
–Cz.Cz.: Czy mógłby pan w pięciu słowach siebie scharakteryzować?
–Aleksander Gawronik: 44 lata, prawnik, ciężka praca, ogromny wysiłek.
– Dzieciństwo?
–Urodziłem się w Poznaniu, tam się wychowałem, ojciec był wojskowym, był bardzo ciężko chory, przeszedł o wiele za dużo i umarł bardzo młodo. Matka była pielęgniarką.
–Gdzie służył w wojsku?
–W Armii Anderca, wrócił po wojnie do Polski, aresztowano go i siedział dwa lata, co odbiło się na jego zdrowiu. Moje dzieciństwo było bardzo ciężkie. Matka utrzymywała nas wszystkich za swojej pensji, była jeszcze bardzo stara babcia, która zwracała ogromną uwagę na moje wychowanie, żebym się uczył. Dawało to wyniki w szkole podstawowej, gorzej było w szkole średniej, ponieważ miałem głowę zaprzątniętą dziatalnością społeczną. Studia prawnicze skończyłem zaocznie, dziewięć lat studiowałem, pracując i ucząc się.
–W Poznaniu?
–Tak, Pracowałem dla różnych instytucji, od szpitala do Służby Bezpieczeństwa. Nie wstydzę się tego, uważam, że to jest mój życiorys. Wiele rzeczy robiłem, aby się nauczyć czegoś o życiu.
–Czy można więc powiedzieć, że zmieniał pan pracę, aby się czegoś konkretnego dowiedzieć?
–Tak, planowałem swoje zajęcia. Zacząłem jako sanitariusz w pogotowiu ratunkowym, na nocnych dyżurach, kiedy chodziłem do szkoły średniej. Niedawno zdarzyła mi się zabawna historia, kiedy jechałem karetką pogotowia do Poznania i poznali mnie ludzie, z którymi pracowałem. Od tamtego czasu minęło prawie 25 lat, oni nadal są sanitariuszami. lm się w głowie nie mieściło, że tamten człowiek to ja. Robiłem to dlatego, że moja matka była pielęgniarką, pracowała w przychodni, mnie interesowało, jak wygląda pomaganie człowiekowi i ta cała „kuchnia szpitalna”. Wiązało się to z pracą: w czasie ostrych zatruć, widziałem samobójców, jak się ich ratuje i ile to kosztuje, jakie są motywacje targnięcia się na życie. To są szokujące historie.
Kiedy rozpocząłem studia, poszedłem do pracy na politechnice, aby zobaczyć, jak wygląda wyższa uczelnia z pozycji zaopatrzeniowca, byłem wówczas człowiekiem, który walczył o wszystko. Następnie chciałem się dowiedzieć, dlaczego mój ojciec był tak przestraszony, kiedy słyszał słowa Urząd Bezpieczeństwa, poszedłem do służby więziennej. Byłem wychowawcą, obserwowałerm oficerów, podofi- cerów, więźniów. Pracowałem na bardzo trudnym oddziale, gdzie czekali skazani na karę śmierci. Miałem wówczas dwadzieścia parę lat i było to dla mnie dużym przeżyciem. Do Służby Bezpieczeństwa poszedłem głównie dlatego, aby zobaczyć jak przebiega proces degradacji człowieka, w którym momencie bierze na zawsze ślub z tą służbą. Miałem plan ewakuacji. W 21 dniu to zrobiłem, gdy wiedziałem już o co chodzi w tym wszystkim. Przez parę lat miałem opinię kształtowaną przez SB, że jestem konfidentem i wchodzę w środowiska, aby je rozpracowywać.
Póżniej zostałem specjalistą od reklamy w przemyśle meblarskim, zobaczyłem, jak się robi reklamę rzeczy, które trzeba sprzedać. Pracując w administracji państwowej zobaczyłern, jaka jest zasada podejmowania decyzji, jak należy „grać" z urzędnikiem, żeby osiągnąć sukces. Wszyskie reguły, które widziałem dwadzieścia lat temu nie zmieniły się do dziś. Zostałem szefem kadr dużego przedsiębiorstwa produkcyjnego, żeby zobaczyć, jak wygląda produkcja bubli, dyrektorem spółdziełni, która zajmowała się budownictwem. Byłem szefem obrotu jubilerskiego, żeby zobaczyć, jak wygląda handel złotem, brylantami, jakie są z tym związane emocje i jak kształtują się gusty ludzi. A kiedy oddałem legitymację partyjną, byłem przez rok bez pracy.
–W którym to było roku i dlaczego wystąpił pan z partii?
–W 1978 r. Nie godziłem się z wieloma sprawami, które partia preferowała i od razu dostałem kopniaka ze stanowiska dyrektora. Wiem co to znaczy, gdy nie ma pieniędzy w domu i koledzy zapraszali mnie na obiady, żebym po prostu przetrwał. Ci sami koledzy zaproponowali mi, żebym był przedstawicielem firmy zagranicznej w Polsce, bo oni jako dyrektorzy nie mogli. Potem widziałem, jak oni byli wyrzucani z pracy za to, że mieli własne zdanie. Ja już wtedy byłem w biznesie prywatnym i starałem im się pomóc, do dzisiaj zresztą tak jest.
Pamiętam, jak mnie Centralna Komisja Kontroli Partyjnej rehabilitowała ze wszystkich bzdurnych zarzutów i ich zdziwienie, kiedy im powiedziałem dziękuję już z wami nie chcę miec nic do czynienia. Mam osobistą satysfakcję, że tzw. prawda zwyciężyła, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, iż zwyciężył mój upór i osłabienie z ich strony, bo gdyby nie w Polsce, to by było niemożliwe. Wiedziałem już, co to znaczy kontrahent, założyłem jedną, drugą, trzecią firmę.
– Jaka była pierwsza?
–Chłodnie. Ale bardzo szybko się wycofałem, bo to była spółka. Równoiegie miałem warsztat samochodowy i holding. Holding przynosił wtedy oszałamiające pieniądze, byłem zwolniony z podatku. Przywoziłem materiały, w butiku sprzedawałem gotowe ubrania. Ogromne pieniądze w stosunku do liczby zatrudnionych ludzi. Potem założyłem pieczarkarnię, która rozleciała się za sprawą huraganu, straciłem wszystko jednego dnia. Wiem, co to jest porażka. Musiałem zacząć od początku, zająłem się handlem, wziąłem się za komputery, zmiasprowadzałem i sprzedawałem komputery. Zaopatrywałem jednostki radzieckie w Polsce. Nauczyłem się handiować z łudźmj Wschodu. Założyłem słynną sieć kantorów, miałem koncesję nr 1. Praktycznie spowodowało to załamanie czarnego rynku walutowego w Polsce.
–Co ważnego osiągnął pan w biznesie?
–Dla mnie liczy się, że moje nazwisko jest znane w świecie biznesu, daleko poza Polską. Wiem, że jedni mnie chwalą, drudzy krytykują, to normalne. Próbuje się zrobić otoczkę wokół mnie, słyszałem już, że jestem podejrzany o agenturę KGB CIA – kwaśno uśmiecha się Gawronik.
–Gdyby miał pan się ocenić w bezwzględnych wartościach, pana stan posiadania?
–To ciągłe się zmienia. Mam dwa domy – jeden pan zobaczy, bo tam jedziemy, kilka mieszkań, kilkanaście samochodów, poważne udziały w różnych spółkach… Nie znaczy to wcaie, że to jest stabilne, gdyż sytuacja w Polsce nie jest stabilna.
–Udzielił pan wywiadu o Banku Handlowo-Kredytowym w Katowicach, poinformował pan prezydenta, że z Polski wypłynęły setki miliarów dolarów – nikt na to nie zareagował, to się nie mieści w głowie.
- Z tego co wiem, dyrektor banku przebywa na stałe za granicę. Już nie będzie sprawy, a jeśli będzie to przeciwko komu? Przeciwko człowiekowi, którego nie ma?
–Pana związek z Bankiem Przemysłowo-Handlowym, był przez Art. -„B”, którą podjął się pan kierować za pół miliona dolarów miesięcznie w Polsce 900-300 dolarów miesięcznie?
–Pan wie, że to jest pensja zupełnie normalna na Zachodzie, przy założeniu, że kierowałem jedną z największych w Europie korporacji, liczącą 14 tysięcy ludzi. Dziennikarze zaczeli porównywać mnie do prezydenta Stanów Zjednoczonych. To było fałszywe porównanie, ponieważ ja nie byłem opłacany z budżetu państwa. Idąc dalej dziennikarze, odpowiadają na każde słowo. W Polsce dziennikarz jest bezkarny. Jeśli napisze nieprawdę, to powie przepraszam, ale nie ponosi żadnych skutków finansowych.
–Dlaczego właściwie próbował pan ratować Art. -„B”?
–Znałem Bogusława Baksika, przyjaźnię się z nim, podobnej kategorii określenia do ludzi uźywam bardzo rzadko i się tego nie wstydzę, uważam, że jest to fascynująca osobowość. Jak przyjeżdżam do Izraela, to przez parę dni nie śpimy, tylko pracujemy intensywnie, w pokoju w którym nie ma światła zewnętrznego i koncentrujemy się na wybranych zagadnieniach.
Baksikowi można wszystko zarzucić z wyjątkiem tego, że miał fenomenalną wyobraźnię. 28-letni chłopak stworzył holding o światowym rozmachu, mówię to, znając się na tym i nie narzekając na sprawność umysłową. Kiedyś w Tel-Avivie zażartowaliśmy sobie, że gdybyśmy dwa lata wcześniej spotkali się i połączyli siły, to byłoby coś nieprawdopodobnego. On cudownie potrafił operować pieniędzmi, to jest absolutny fenomen.
–Jest wiele sprzecznych informacji, na temat kapitału Art –„B”, jaka była jej wartość, kiedy pan zaczynał nią zarządzać?
–Dane nie były precyzyjne, ale według mnie wartość wszystkich holdingów przekraczała zobowiązania wobec banku. „Jeśli policzymy gwarancje bankowe, które nie zostały skonsumowane, konta, depozyty, długi i towar oraz nazwę firmy, która ma dużą wartość, to całość przekraczała 900 mln dolarów. To, że bank tego nie wykorzystał, to nie jest już błędem, ale poważną aferą.
–Z tego widać, że pół miliona dolarów miesięcznie dla pana nie było dużo, gdyby to wszystko się kręciło?
–To jest żadna suma w porównaniu z wyprowadzeniem tej firmy na prostą przy założeniu, że się nie będzie tej firmy grabić.
–Dał pan swoje nazwisko, pod wówczas atakowaną Art. -„B”?
–Mnie to nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie, bardzo pomogło. Wszyscy menadżerowie firm związanych z Art. -„B” włączyli mnie do swojego grona, a moje odejście było uznane za znakomity ruch. Nie chce wdawać się w polemiki polityczne, co mi się czkawką odbija do dzisiaj. Za drogi jestem, aby przedłużać swój pobyt w miejscu, gdzie nie widziałem szans powodzenia. Oczywiście, może ktoś by siedział przez kilka miesięcy i brał monstrualne wynagrodzenie. Ja, jeśli coś nie ma sensu, nie zajmuję się tym ani jednego dnia, za bardzo się cenię.
-Kiedy podejmował się pan prowadzenia Art. -„B” widział pan szansę?
–Byłem przekonany, że można uratować Art.-„B” i takie były zapewnienia. Natomiast od następnego dnia czuło się coś, czego ja absolutnie nie akceptowałem. Pracowałem wtedy po 20 godzin na dobę. To się odbiło na moim zdrowiu.
–Czy myśli pan, że to jest przegrana sprawa?
–Zakładam, że właściciele odzyskają przedsiębiorstwo, kiedy unormuje się politycznie i będzie można zrobić normalny proces. W zniszczeniu Art.-„B” nie widzę racji ekonomicznych, zatem były sprawy polityczne.
– Co według pana jest najważniejsze dla zrobienia kariery?
–Wiara w sukces, to jest podstawowa sprawa. Druga rzecz, pracowitość i szczęście.
–Jednak szczęście, mimo że tak ciężko pan pracował na swój sukces?
–Tak. Można się zapracować na śmierć, jak się nie ma odrobiny szczęścia, to nic nie wychodzi,
–Co pan w swoim przypadku uważa za szczęście, czy to, że spotkał pan na swojej drodze interesujących ludzi?
–Nie, to że potrafiłem ich przekonać do swoich koncepcji. Nie było to łatwe, gdyż przez lata próbowałem przekonać różne zespoły ludzkie i trafiałem na mur głupoty. W Polsce niewiele się zresztą zmieniło, nadal są nieporozumienia gospodarcze. Polska jest w specyficznym okresie, że nie jest ważne, czy jest prawda, o którą się walczyło, czy nie, jeżeli ona nie służy określonym celom politycznym, to jest ona nieakceptowalna.
-– Jak pan widzi przyszłość?
–Żle. Dwa tygodnie temu udzieliłem wywiadu dla PAP (Polska Agencja Prasowa) i powiedziałem, że trzeba wspomóc ministra finansów, co było ewidentne w intencji, że nie należy doprowadzać do sytuacji, w której będzie składał rezygnację. Potwierdza się po raz kolejny, że moje racje ekonomiczne nie są wysłuchiwane. I żadnej satysfakcji z tego nie mam, że przewiduję niektóre ruchy. Widząc niewłaściwy ruch, można przewidzieć jego negatywne skutki. Większość ludzi, nie chce przewidywaô negatywnych skutków swoich błędnych decyzji. Klepią bzdury, że więcej pieniędzy będzie, że przemysł ruszy.
–Jak ocenia pan w Polsce grupę łudzi podobnych do pana, niezależnych Z kapitałem, czy tworzycie jakieś lobby w sensie nacisku na rząd?
–Nie, przecież ten kraj przez ileś tam lat był tworzony w sytuacji, gdzie jeden był szczuty na drugiego. I teraz są tego wyniki. Niech pan zobaczy jak to się wszystko ściera, tu nie ma żadnego współdziałania, każdy chce coś ugryźć i przetrzymać „48 godzin". Gospodarka takiego czegoś nie zniesie. To wszystko jest chore. Ktoś musi w końcu powiedzieć, że jest źle. Trzeba postawić diagnozę i podjąć leczenie. Musi być program, a nie zbiór sloganów, że chciałem dobrze, jak mówił kiedyś Gierek, teraz inni powtarzają to w innych wersjach. Na najwyższych stanowiskach nie można się uczyć, to już muszą być fachowcy.
–Gdyby panu zaproponowano pozycję w rządzie?
–Jestem uznany za ekonomiczną opozycję, więc nie należy się liczyć z tym, że ktoś w najbliższym czasie mi zaproponuje.
-- Jak może być pan uznawany za ekonomiczną opozycję, kiedy to co pan robi przynosi efekty?
–To jest myślenie zachodnie, którym pan przesiąkł. My jesteśmy w Polsce, skoro więc jestem przedsiębiorcą i skoro mam jeszcze własne zdanie, które absolutnie odbiega od oficjalnej propagandy, to jestem w opozycji.
–Nie politycznej?
–Nie zmienia to postaci rzeczy, programowo zwalczam głupotę. Tak się składa, że przejawów głupoty jest ostatnio strasznie dużo. Więc często jestem w opozycji w stosunku do ludzi, którzy podejmują głupie decyzje, To już jest polityka, że się kogoś ośmiela krytykować. Skoro do tego liczę się na Zachodzie, jestem w jakimś sensie niebezpieczny, ponieważ jestem niezależny. Podobnie jak niedźwiedzia osacza się foksterierami, kilkadziesiąt foksterierów obsiądzie i niedźwiedź nawet bardzo silny musi się poddać.
Kolejne ekipy rządowe nie załatwiają spraw, które rozpoczęli ich poprzednicy. Nie ma ciągłości władzy. Nowa ekiupa mówi szybko, co tamta to złe, teraz zaczniemy dobrze. Po paru miesiącach znowu to jest złe. Nie ma odpowiedzialności, stabilności przepisów, całość działa w zależności od widzimisię jakiegoś urzędnika. Mówi się o moralności prawa, ja jestem prawnikiem z wykształcenia, wiem co to znaczy prawo. Przepisy nie nadążają. Nikt nie jest zainteresowany klarownym wyglądem prawa jest źle. Trzeba postawić diagnozę i podjąć leczenie. Musi być program, a nie zbiór sloganów, że chciałem dobrze, jak mówił kiedyś Gierek, teraz inni powtarzają to w innych wersjach. Na najwyższych stanowiskach nie można się uczyć, to już muszą być fachowcy.
–Gdyby panu zaproponowano pozycję w rządzie?
Jestem uznany za ekonomiczną opozycję, więc nie należy się liczyć z tym, że ktoś w najbliższym czasie mi zaproponuje.
–Jak może być pan uznawany za ekonomiczną opozycję, kiedy to co pan robi przynosi efekty?
To jest myślenie zachodnie, którym pan przesiąkł. My jesteśmy w Polsce, skoro więc jestem przedsiębiorcą i skoro mam jeszcze własne zdanie, które absolutnie odbiega od oficjalnej propagandy, to jestem w opozycji.
–Nie politycznej?
Nie zmienia to postaci rzeczy, programowo zwalczam głupotę. Tak się składa, że przejawów głupoty jest ostatnio strasznie dużo. Więc często jestem w opozycji w stosunku do ludzi, którzy podejmują głupie decyzje, To już jest polityka, że się kogoś ośmiela krytykować. Skoro do tego liczę się na Zachodzie, jestem w jakimś sensie niebezpieczny, ponieważ jestem niezależny. Podobnie jak niedźwiedzia osacza się foksterierami, kilkadziesiąt foksterierów obsiądzie i niedźwiedź nawet bardzo silny musi się poddać.
Kolejne ekipy rządowe nie załatwiają spraw, które rozpoczęli ich poprzednicy. Nie ma ciągłości władzy. Nowa ekiupa mówi szybko, co tamta to złe, teraz zaczniemy dobrze. Po paru miesiącach znowu to jest złe. Nie ma odpowiedzialności, stabilności przepisów, całość działa w zależności od widzimisię jakiegoś urzędnika. Mówi się o moralności prawa, ja jestem prawnikiem z wykształcenia, wiem co to znaczy prawo. Przepisy nie nadążają. Nikt nie jest zainteresowany klarownym wyglądem prawa w Polsce, dlatego, że w sytuacji, kiedy prawo jest nielogiczne, ma mnóstwo usterek, można znakomicie tym prawem manipulować. W zależności od po- țtzeb? Raz człowiek jest dobry, a za już jest zły, To jest wygodne, władza nie odpowiada, tylko ma prawo. Władza, która może sobie wyinterpretować wszystko i nakazać. Były afery: alkoholowa, benzynowa, z koncesjami, to jest zabawa, tytko cudzym kosztem.
– Z tego co pan mówi, przebija zmęczenie i rezygnacja, mam nadzieję, że się pan nie podda?
Oczywiście, że nie, ale wyciągam wnioski z sytuacji, która jest obecnie. Większość moich kolegów ma identyczno problemy. prowadzi interesy w deficycie. Nikt nie będzie na tyle charytatywny, żeby zatrudniać przez parę miesięcy deficytowych pracowniTrzeba będzie zwolnić pracowniłśôw, wywieźć pieniądze z Polski, taki będzie finan Wlko to nie jest recepta na wyjście z kryzysu, Dlaczego moja ma być na Zachodzie? To jest niezrozumiałeț na całym świecie za wszelką cenę stwarza się 'warunki do pracy przedsiębiorców, którzy z kolei tworzą miejsca pracy dla ludzi.
–Ameryka w tej chwili przyjmuje ludzi z milionem dolatów, żeby biznes otworzyli, Za milion dolarów dostaje się obywatelstwo.
Przez trzy lata nic nie zrobiono w Polsce, żeby zatrzymać proces degeneracji majątku państwowego, żeby spokojnie go w długim czasie przekształcić, reprywatyzacja nie poszła szybko. W Anglii na to potrzeba było dziesięć lat, U nas się chce załatwić w ciągu roku? To są żarty. Nie ma nawet takiej liczby ludzi: notariuszy, geodetów, która by ustaliła akty własności. Księga wieczysta nie jest powietrzem, musi być ciągłość, jest wiele spraw spornych.
Przykład z mojego życia: zbudowaliśmy pierwszą stację w Polsce za dwa miliony dolarów, dzisiaj władza się zastanawia, czy zabrać koncesję. Najpierw państwo zezwala poprzez swoją agencję na utworzenie joint ventures, a za dwa dni okazuje się, że już to wszystko można wyrzucić. Nikt dziś nie jest zainteresowany dobrym jakościowo towarem. Sprawa się sprowadza do tego, że taka stacja podnosi poprzeczkę do nie spotykanego poziomu w Polsce. NajdłuŻej w tym kraju stoją prowizorki. Stąd zatrute stacje, gdzie są wycieki paliwa, nikt się nie będzie przejmował tym, że w Polsce ziemia jest skażona.
–Jeżeli w Polsce wprowadza się kapitalizm to pracuje się po to, aby coś mieć?
Mnie też tak się wydaje, Nie mogę być tak jak owca, strzyżony dwa razy w roku podatkami, tylko w zależności od potrzeb jeszcze raz. Potem się człowiek dziwi, że nie ma tyle włosa, ile trzeba. Chodzenie w łapciach z lipowego łyka to już jest epoka, która nie wróci, a zdaje się, że paru ludziom się to marzy, a oni będą jeździli rządowymi samochodami i pozdrawiali lud dzielnie pracujący.
Kiedyś powiedziałem, że poiska reforma jest dwuetapowa: etap pierwszy wyprowadzić ludzi w pole to się udało. Teraz jest etap drugi — zrównać ludzi z ziemią to też idzie dobrze. Traktując to jako dowcip można się śmiać, ale to jest gorzka prawda. W miom wieku patrzę, ile jeszcze zostało i czy mam całe życie tak ciężko pracować, czy będę miał możliwość wyjechania na kilka dni i odpocząć, zająć się córką, żoną.
–No właśnie, jak pan odpoczywa?
Nie odpoczywam, to jest na pograniczu ludzkiej wydolności, żeby wszystko funkcjonowało. Co chwilę, ktoś wyskakuje z jakimś zupełnie zwariowanym pomysłem gospodarczym, do którego trzeba się przystosować. Rozmawiałem dwa tygodnie temu z kilkoma ludźmi, którzy się liczą w Polsce, wszyscy wycofują swój kapitał, ograniczają zatrudnienie. Niech pan zobaczy po ostatnim podatku obrotowym, co się stało, jak ludzie nagle stanęli z zakupami. Przecież podatek, to jest gilotyna gospodarcza, jeszcze do tego podatek na zaciskanie pasa. W sytuacji największego dramatu gospodarczego trzeba iść do przodu, trzeba się rozwijać za wszelką cenę. Jeżeli jest źle, to powinny być niskie kredyty inwestycyjne.
Comments