top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraCzesław Czapliński

PORTRET z HISTORIĄ Eva Rubinstein

Zaktualizowano: 24 sty 2023


Eva Rubinstein urodziła się w 1933 roku w Buenos Aires, podczas tournee koncertowego swojego ojca, gdzie jej matka, Aniela z domu Młynarska, towarzyszyła w tournee swemu mężowi, Arturowi Rubinsteinowi, światowej sławy pianiście. Jest najstarszym dzieckiem wielkiego pianisty - ma dwóch braci Paula i Johna oraz siostrę Alinę. Wszyscy mieszkają w Ameryce.

Jej matką była Aniela Młynarska, córka polskiego dyrygenta Emila Młynarskiego, autorka niezwykle ciekawej książki kucharskiej "Kuchnia Neli". Do II wojny światowej mieszkała w Paryżu, a w 1939 roku — wraz z rodzicami na amerykańskim parowcu "Washington" wypłynęli z Bordeaux do Nowego Jorku i zamieszkali w Stanach Zjednoczonych.

W Stanach uczęszczała do Scripps College i na Wydział Teatralny University of California w Los Angeles. Eva od dziecka interesowała się baletem, tańczyła w balecie w Nowym Jorku, a później występowała jako aktorka (grała m. in. w pierwszym wykonaniu na Broadwayu "Dziennika Anny Frank", kilka razy wystąpiła w niedużych rolach w filmie, m. in. w "The Cross of Lorraine" z 1943 roku). W 1956 roku wyszła za mąż za pastora Williama Sloane Coffina Jr., obrońcę praw człowieka i pacyfistę. I nic wówczas jeszcze na wskazywało na to, że Eva będzie znanym nowojorskim fotografem. Fotografią tak naprawdę zajęła się dopiero po rozwodzie w 1968 roku.


Zdobywając umiejętności m.in. pod okiem takich sław, jak: Lisette Model i Diane Arbus. Zaczęły sie też pierwsze wystawy, najpierw w małych galeriach. I podróże: fotografuje wojnę domową w Irlandii, robi komercyjne zdjęcia dla American Express. Późmej jej zainteresowania przenoszą się na portret, akt oraz rejestracje pozornie mało znaczących przedmiotów i zdarzeń.

W 1974 r. Eva Rubinstein zaczyna sama uczyć na Ansel Adams Workshop, a zrobiony przez nią zestaw zdjęć pt. "Portofolio I” wchodzi w skład kolekcji Metropolitan Museum of Art. Od tego roku również datuje się jej współpraca z galerią Neikrug Photographica Ltd. w Nowym Jorku, która wielokrotnie organizuje jej wystawy. Ostatnia wystawa, na którą w większości składały się jej zdjęcia z Polski, była w kwietniu 1984 r.

W międzyczasie ukazują się książki z jej zdjęciami: "Eva Rubinstein" (Morgan & Morgan, 1974) i "I Grandi Fotografi — Eva Rubinstein” (Fabbri, 1983), „Chwilowe spotkania - Łódź 1984” to tytuł autorskiego albumu fotograficznego, jaki przygotowała o Łodzi Eva Rubinstein.

Tak naprawdę, mój pierwszy kontakt z Evą Rubinstein nie spadł z nieba, a zaczął się na spotkaniu z Haliną Rodzińską (1904-1993) (wdowa po wybitnym dyrygencie Arturze Rodzińskim 1892-1958) w jej pięknym mieszkaniu na 200 East End Ave. w Nowym Jorku. Przy rozmowie o mojej fotografii, wypłynęła Eva Rubinstein, którą pani Halina znała, przez rodziców Nelę i Artura Rubinsteinów.


–Musi się pan zobaczyć z Evą Rubinstein – powiedziała kategorycznie Halina Rodzińska – wzięła telefon do ręki i wykręciła numer, bez pytania mnie o zdanie. Po powitalnych formalnościach, powiedziała – Jest u mnie „briliant” fotograf Czesław Czapliński, musicie się zobaczyć, daje mu twój telefon. Napisała mi na kartce telefon i adres, i powiedziała –Eva czeka na pana telefon. W ten sposób w styczniu 1981 r. odwiedziłem Evę Rubinstein na 145 West 27th Street. Wówczas zrobiłem chyba najlepsze jej portrety, jeden z nich znalazł się na otwierającej stroni katalogu wystawy pt. „Eva Rubinstein. Fotografie z lat 1967-1982”, która była m.in. pokazywana w Muzeum Sztuki w Łodzi w 1984 r. W tym też katalogu znalazły się genialne teksty dyr. Ryszarda Stanisławskiego i jego żony, kuratorki wystawy Urszuli Czartoryskiej i samej Evy Rubinstein.

„…Dzieło Evy Rubinstein, które prezentujemy dziś po raz pierwszy w Polsce, znane w wielu krajach, stanowi wyrazisty, psychologicznie inspirujący notatnik zwierzeń. Fotografia jej ogarnia bogatą skalę wizji – od reportaży z krajów objętych wojną domową, jak Irlandia, po fotografie pojęte jako dialog z drugim człowiekiem i po delikatne spostrzeżenia okruchów rzeczywistości.

Jeden z największych fotografów współczesnych, Andre Kertesz, tak pisał w przedmowie do teki prac Evy Rubinstein, wydanej w 1981 r. „Literatura, malarstwo, sztuka – usiłują wyrazić owe szczególne momenty życia, i oto fotografia okazuje się stanowić najbardziej bezpośredni śodek tego rodzaju świadectwa. W zestawie dzieł Ewy Rubinstein nożna wyczuć, jak potrafiła przetłumaczyć zwyczajne drobiazgi własnego życia na oszałamiające i głębokie w wyrazie fotografie”.

Eva Rubinstein jest córką Artura Rubinsteina i Anieli Młynarskiej, Artur Rubinstein, urodzony w Łodzi, koncertował w tym mieście jeszcze w 1975 roku, imię jego nosi dziś Filharmonia Łódzka.

Ryszard Stanisławski, dyr. Muzeum Sztuki w Łodzi

„…W czasach gdy zaczynałam zajmować się fotografią wielkie znaczenie miał dla mnie przedmiot – sama odbitka (…) Odkrycie fotografii stało się dla mnie jakby pierwszym niezbitym dowodem, że rzeczywiście gdzieś byłam, że coś widziałam, że stworzyłam jakiś konkretny przedmiot, który nie ulotni się — jak spektakl teatralny – w ciągu jednej nocy i rano będzie nadal istniał! (...)

W miarę upływu czasu i zachodzących w życiu zmian zmieniały się dla mnie w sposób radykalny cele fotografii. Stopniowo zdałam sobie sprawę, iż nasze celowo albo bezwiednie tworzone obrazy są zbiorem „snów na jawie”, a ich rozszyfrowanie może opóźnić się o wiele lat. Ale są i w stosownej chwili będzie można po nie sięgnąć.


W 1977 roku zmieniłam sposób nauczania. Nie podejmując świadomej decyzji ani wysiłku w tym kierunku odkryłam nagle, iż patrząc na osiem lub dziesięć czyichś fotografii widzę nie grupę wyzierających ze ściany obrazów, lecz pewną osobowość, iż każde zdjęcie stanowi zastraszająco wierny autoportret autora, wyrażający – celowo lub mimowolnie – postawy życiowe, sposób widzenia samego siebie, innych ludzi oraz świata wynikający z głęboko w nim tkwiących, często podświadomych lub nieświadomych „wyobrażeń”.

Odtąd przedmiot, to znaczy odbity obraz fotograficzny, nabrał dla mnie wartości symbolicznego zapisu tego, co tkwi w głębi mej świadomości. Często sama nie rozumiałam, co dana fotografia wyraża lub przedstawia i dopiero gdy inna osoba postawiła „właściwe” pytanie, lub zrobiła przypadkową uwagę, uświadomiłam sobie, co owa fotografia naprawdę wyraża. Te niezwykłe „spotkania” z własnym głębokim „ja”, które mogą sprawiać wrażenie zaabsorbowania i przejęcia się sobą, mają dla mnie istotne znaczenie. Opierając się na osobistym doświadczeniu jestem głęboko przekonana (piszę te słowa, gdy w ciągu jednego roku straciłam dwie najbliższe osoby i kończę za dwa tygodnie pięćdziesiąty rok życia), iż „poznanie”, aby nie powiedzieć „zrozumienie”, drugiego człowieka jest możliwe jedynie i wyłącznie przez gruntowne poznanie samego siebie, poznajemy bowiem drugą osobę tylko przez rozpoznanie, gdyż odczuwamy i dostrzegamy jedynie to, co w pewnym sensie już znamy nawet jeśli coś nas zaskakuje, zdumiewa lub raduje. Owa „samowiedza” staje się wówczas prawdziwym zobowiązaniem. Każdy kto był kiedyś zakochany, zna owo nagłe poczucie pełnej jednomyślności i porozumienia, odczucie, iż drugi człowiek jest przyjaznym domem, w którym zostaniemy powitani z otwartymi ramionami.

A zatem sens fotografii jeszcze raz się dla mnie poszerzył, i to w dość zaskakujący sposób. Od 1979 roku przestałam niemal fotografować, poświęcając cały czas i energię nauczaniu (…) Dziś całkiem niespodziewanie, nie mając poczucia wyraźniej potrzeby ani konieczności, nie powodowana chęcią rywalizacji, a nawet bez głębszej ochoty zaczęłam znów fotografować. Miałam wręcz poczucie, że to fotografie zmuszają mnie do tworzenia, a nie na odwrót. Proces ten trwa nadal i wydaje mi się naturalny i zdrowy przypomina spotykanie w zatłoczonym pokoju dawnych znajomych i przyjaciół, z którymi później będzie można spokojnie porozmawiać przy kieliszku wina.


Jest to dobry etap. Z ciekawością, z radością i spokojem oczekuję kolejnego przełomu…”.

Eva Rubinstein, Nowy Jork, 1 sierpnia 1983

„…Współczesna fotogafia, o której się nierzadko mówi, iż jest „obiektywnie rejestrującym okiem", jest też dzedziną przeżycia określanego jako intymne, jedyne, niewyrażalne słowami.

Eva Rubinstein zdaje się wyznawać ten drugi rodzaj interpretacji fotografii. Nie uczyła się na dziełach mistrzów, na werbalnej nauce czy technicznym ćwiczeniu, nie musiała przez lata szukać drogi, w której uwolniłaby się od zapożyczonych stylów. Przyszła ku fotografii, aby po prostu wyrazić siebie, gdyż w tym medium ujrzała możliwość utrwalenia fascynującej ją chwili, gestu, kontaktu z partnerem – modelem.

Wcześniej, gdy w początku lat 50-tych była tancerką i aktorką teatralną (grała w nowojorskim „Dziennika Anny Frank") jej zadaniem było kreować chwilę, współtworzyć przemijając kontakt z partnerem. Gdy zaczęła fotografować w 1967 roku, jej portrety stały się spontanicznym zapisem spotkania rozmowy, podchwyceniem wizualnym (nie opartym na dialogu czy dotyku, jak to jest na scenie) drugiego człowieka, na którą patrzący – współgrający – musi reagować, pobudzać ją do odsłonięcia się, do samorealizacji, wskutek zaczepki, zdarcia maski. Akcję na scenie to właśnie łączy z sensem u wrażliwego fotografa. Eva Rubinstein tak widziała osoby, wobec których zdecydowała się po raz pierwszy sięgnąć po aparat: jako refleksyjną psychikę, jako osobowość w nieustającym procesie reagowania na doznania.


Krytycy amerykańscy pisali na początku lat 70-tych, że Eva Rubinstein fotografuje głównie mężczyzn, że potrafi z nich wydobyć nie tyle dominację nad otoczeniem, agresję, co raczej wzbudzić refleksyjność. Później przyszły też portrety kobiet, wiele portretów i aktów dziewczyn, między innymi tej, którą po raz pierwszy spotkała się w domu towarowym i która stała się ulubioną jej modelką. Przyszły też portrety kobiet starych: bogatych, w secesyjnych sypialniach luksusowych rezydencji oraz wyzbytych wszystkiego pensjonariuszek z domu opieki. Dialog polega tu na instynktownej receptywności, na bezsłownym głębokim zapewnieniu, że podjęciem, wysłuchaniem, a nie przesłuchaniem czy – posługując się tu metaforyką „Umarłej klasy” Tadeusza Kantora – przepytywaniem, egzaminem czy alegorią śmierci. Że godność człowieka jest wartością, której potwierdzenia Eva Rubinstein szuka, a nie tym, co by chciała poddać w wątpliwość.

Mówiąc o tym, bo problem szacunku dla godności ludzkiej w warunkach granicznych był podjęty w fotografii amerykańskiej po raz pierwszy radykalnie drażliwie przez osobę, z którą Eva Rubinstein miała bliski kontakt: przez Dianę Arbus, fotografkę, która swymi okrutnymi zdjęciami osób obolałych psychicznie odchodzących od normy standardów „zdrowego społeczeństwa", zapytała z bezprzykładną odwagą o granice dopuszczalnej ironii i przyzwoitej dyskrecji.


Wśród portretowanych przez Evę Rubinstein jest jej ojciec, Artur Rubinstein, są jej własne dzieci, sama Diana Arbus i druga wybitna postać środowiska fotograficznego: Robert Frank. To on w końcu lat 50-tych zrewolucjonizował fotografię obrazem Ameryki nieupiększonej, marginalnie ujrzanej, „prowincjonalnej” i jakby filmowo, w biegu, kadrowanej. Robert Frank przedstawiał Amerykę jakby wyludnioną, po której parkingach przeszedł człowiek na krótką chwilę zanim zostały one przez niego sfotografowane. Amerykę dalekich podróży opiewaną przez Jacka Kerouaca. Eva Rubinstein przedstawia inną sferę, w której człowiek, przechodząc, wyprowadzając się, przemijając, pozostawia ślad delikatny i nie narzucający się, czytelny wszakże dla człowieka wrażliwego: miejsce zaledwie wystygłe na wymiętej pościeli, uchylone drzwi, wytarta poręcz schodów wiejskiego domu, suche kwiaty, fotografię w owalnej ramce, wydentą przeciągiem firanki…”.

Urszula Czartoryska, kuratorka wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi.

To ciekawe, ostatnie spotkanie z Evą Rubinstein było 20 października 2017 r. w Łodzi, podczas Jubileuszowego V Rubinstein Piano Festival, organizowanego przez Wojciecha Grochowalskiego, gdzie w Łódzkim Towarzystwie Fotograficznym na ul.Piotrkowskiej 102, była wystawa fotograficzna. Pokazałem pierwsze portrety Evy z 1981 r., a ona otwierała tę wystawę. Czyli prawie 40 lat od zrobienia. Potem wyszliśmy na ul. Piotrkowską, gdzie jest pomnik Juliana Tuwima i zrobiłem jej historyczne zdjęcie. Pikanterii temu wszystkiemu dodaje fakt, że ja podobnie jak Rubinstein urodziłem się w Łodzi, a w Łódzkim Towarzystwie Fotograficznym na ul. Piotrkowskiej 102, zaczynałem zajmować się fotografią na początku lat 70-tych, zanim wyjechałem w 1979 r. do Nowego Jorku.

PORTRAIT with HISTORY Eva Rubinstein (1933)


Eva Rubinstein was born in 1933 in Buenos Aires, during her father's concert tour, where her mother, Aniela née Młynarska, accompanied her husband, Artur Rubinstein, a world-famous pianist. He is the oldest child of the great pianist - he has two brothers Paul and John and a sister Alina. They all live in America.

Her mother was Aniela Młynarska, daughter of the Polish conductor Emil Młynarski, author of the extremely interesting cookbook "Nela's Kitchen". Until World War II she lived in Paris, and in 1939 - together with her parents on the American steamer "Washington" sailed from Bordeaux to New York and settled in the United States.

In the United States, she attended Scripps College and the Theater Department of the University of California at Los An geles. Eva has been interested in ballet since she was a child, she danced in ballet in New York, and later https:// consciousosci.onet.pl/kraj/najwazyszne-pytania-o-koronawirusa-odpwiada-lekarz/0fh1gtgsthe actress (she played, among others, her first Broadway performance of "Anne Frank's Diary," several times in small roles in the film, including "The Cross of Lorraine" from 1943). In 1956, she married pastor William Sloane Coffin Jr., a human rights defender and pacifist. And nothing else pointed to the fact that Eva would be a famous New York photographer. She really took up photography after her divorce in 1968.

Gaining skills include under the watchful eye of such celebrities as: Lisette Model and Diane Arbus. The first exhibitions also began, first in small galleries. And traveling: he photographs the civil war in Ireland, takes commercial photos for American Express. Later, her interests move to the portrait, act and registration of seemingly insignificant objects and events.


In 1974, Eva Rubinstein begins to teach at Ansel Adams Workshop, and her set of photos entitled "Portofolio I" is part of the Metropolitan Museum of Art collection. From this year, her cooperation with the Neikrug Photographica Ltd. gallery in New York, which organizes her exhibitions many times, dates. The last exhibition, which mostly consisted of her photos from Poland , was in April 1984.

 In the meantime, books with her photographs are published: "Eva Rubinstein" (Morgan & Morgan, 1974) and "I Grandi Fotografi - Eva Rubinstein" (Fabbri, 1983), "Momentary meetings - Łódź 1984" is the title of the author's photo album she prepared about Łódź Eva Rubinstein.

In fact, my first contact with Eva Rubinstein did not fall from the sky, but began at a meeting with Halina Rodzińska (1904-1993) (widow of the outstanding conductor Artur Rodziński 1892/1958) in her beautiful apartment on 200 East End Ave. in New York. When talking about my photography, Eva Rubinstein, whom Mrs. Halina knew, came out through her parents Nela and Artur Rubinstein.

In fact, my first contact with Eva Rubinstein did not fall from the sky, but began at a meeting with Halina Rodzińska (1904-1993) (widow of the outstanding conductor Artur Rodziński 1892/1958) in her beautiful apartment on 200 East End Ave. in New York. When talking about my photography, Eva Rubinstein, whom Mrs. Halina knew, came out through her parents Nela and Artur Rubinstein. - You have to see Eva Rubinstein - Halina Rodzińska said categorically - she picked up the phone and dialed the number without asking me for her opinion. After the welcome formalities, she said - I have a "diamond" photographer Czesław Czapliński, you have to see each other, give him your phone. She wrote me a phone number and address, and said - Eve is waiting for your call. In this way, in January 1981, I visited Eva Rubinstein on 145 West 27th Street. Then I probably did her best portraits, one of them was on the opening page of the exhibition catalog titled "Eva Rubinstein. Photographs from 1967-1982 ", which was shown at the Museum of Art in Łódź in 1984. Also in this catalog were the brilliant texts of director. Ryszard Stanisławski and his wife, curator of the exhibition Urszula Czartoryska and Eva Rubinstein herself. "... The work of Eva Rubinstein, which we present today for the first time in Poland, known in many countries, is a clear, psychologically inspiring confession notebook. Her photography embraces the rich scale of the vision - from reports from countries in civil war like Ireland, to photographs conceived as a dialogue with other people and to the delicate observations of crumbs of reality.


One of the greatest contemporary photographers, Andre Kertesz, wrote in the preface to the portfolio of works of Eva Rubinstein, published in 1981 "Literature, painting, art - they try to express these special moments of life, and here photography turns out to be the most direct medium of this type of testimony . In the set of works by Ewa Rubinstein, she can sense how she was able to translate the usual little things of her life into stunning and deep in expression photographs. " Eva Rubinstein is the daughter of Artur Rubinstein and Aniela Młynarska, Artur Rubinstein, born in Łódź, gave concerts in this city in 1975, his name is today the Łódź Philharmonic. —Ryszard Stanisławski, cond. Museum of Art in Łódź "... At the time when I started working in photography, the subject matter was very important to me - the print itself (...) The discovery of photography became like the first irrefutable proof that I really was somewhere, that I saw something, that I created a specific object that would not pass away - like a theater performance - will continue to exist overnight and in the morning! (...) Over time and the changes in my life, the goals of photography have changed radically for me. Gradually I realized that our intentionally or unknowingly created images are a collection of "waking dreams" and their deciphering can be delayed for many years. But there are and at the right moment you will be able to reach for them.

In 1977 I changed the way I teach. Not making an informed decision or effort in this direction, I suddenly discovered that looking at eight or ten of someone's photographs I see not a group of images peeking out of the wall, but a certain personality that each photo is a frightfully faithful self-portrait of the author, expressing - intentionally or involuntarily - life attitudes, way of seeing oneself, other people and the world resulting from deeply embedded in it, often subconscious or unconscious "imaginations". Since then, the object, i.e. the reflected photographic image, has acquired for me the value of a symbolic record of what is deep in my consciousness. Often I did not understand what a given photograph expresses or presents, and only when another person asked the "right" question or made an accidental remark did I realize what this photograph really expresses. These extraordinary "meetings" with my own deep self, which can give the impression of being absorbed and concerned about myself, are of great importance to me. Based on personal experience, I am deeply convinced (I write these words when in one year I lost two close relatives and I finish my fiftieth year in two weeks) that "knowing", not saying "understanding" of another person is only possible and only through a thorough knowledge of ourselves, because we get to know another person only through recognition, because we feel and see only what we already know in some sense, even if something surprises us, astonishes or pleases us. This "self-knowledge" then becomes a real commitment. Everyone who was once in love knows this sudden feeling of full unanimity and agreement, the feeling that another person is a friendly home where we will be welcomed with open arms.

So the sense of photography has expanded again for me, and in a rather surprising way. Since 1979, I almost stopped photographing, devoting all my time and energy to teaching (...) Today, quite unexpectedly, without a clear sense of need or necessity, not caused by the desire to compete, and even without a deeper desire, I began to photograph again. I had the feeling that photography forced me to create, not the other way around. This process is still ongoing and it seems to me natural and healthy resembles meeting old friends and acquaintances in a crowded room, with whom you will be able to talk quietly with a glass of wine later. This is a good stage. I look forward to the next breakthrough with curiosity, joy and calmness ... " —Eva Rubinstein, New York, August 1, 1983 "... Contemporary photogaphy, which is often said to be an" objectively registering eye ", is also the area of ​​experience described as intimate, the only, inexpressible words. Eva Rubinstein seems to adhere to the latter type of interpretation of photography. She did not study in the works of masters, in verbal science or technical exercise, she did not have to look for years for a path in which she would free herself from borrowed styles. She came to photography to simply express herself, because in this medium she saw the possibility of capturing her fascinating moment, gesture, contact with a partner - a model. Earlier, when in the early 1950s she was a dancer and theater actress (she played in the New York "Anne Frank Diary"), her task was to create a moment, co-create transient contact with a partner. When she began photographing in 1967, her portraits became a spontaneous record of the meeting conversation, a visual touch (not based on dialogue or touch, as it is on the stage) of another human being, to which the beholder - interacting - must respond, stimulate her to expose herself, to self-realization, as a result of aggression, tearing off the mask. The action on the stage is connects with the sense of a sensitive photographer. Eva Rubinstein saw the people towards whom she decided to reach for the camera for the first time: as a reflective psyche, as a personality in the continuous process of responding to sensations.

American critics wrote at the beginning of the 70s that Eva Rubinstein mainly photographs men, that she can extract from them not so much dominance over the environment, aggression, but rather to arouse reflexivity. Later came portraits of women, many portraits and nudes of girls, including the one that she first met at the department store and who became her favorite model. There were also portraits of old women: the rich, in the Art Nouveau bedrooms of luxury residences, and female residents from the nursing home stripped of everything. The dialogue here consists of instinctive receptivity, a wordless deep assurance that taking, listening, not interrogating, or - using the metaphor of Tadeusz Kantor's "Dead Class" - questioning, examination or allegory of death. That human dignity is a value which Eva Rubinstein seeks confirmation, not what she would like to question. Speaking of this, because the problem of respect for human dignity in boundary conditions was taken up in American photography for the first time radically irritably by a person with whom Eva Rubinstein had close contact: by Diana Arbus, a photographer who, with her cruel photos of mentally aching people deviating from the norm standards of "healthy society," she asked with unprecedented courage about the limits of acceptable irony and decent discretion. Among those portrayed by Eva Rubinstein is her father, Artur Rubinstein, there are her own children, Diana Arbus herself and another outstanding figure of the photographic environment: Robert Frank. At the end of the 1950s, he revolutionized photography with the image of unadorned, marginally seen, "provincial" America, and as if filmed, on the run, framed. Robert Frank portrayed America as if it was deserted, in which parking lots a man passed a short while before they were photographed by him. America of distant travels sung by Jacek Kerouac. Eva Rubinstein presents a different sphere in which a man, passing, moving out, passing away, leaves a delicate and unobtrusive trace, readable for a sensitive man: a place barely cool on a crumpled linen, ajar door, worn handrail of the stairs of a country house, dry flowers, photo in an oval frame, issued by a draft curtain ... ". —Urszula Czartoryska, curator of the exhibition at the Museum of Art in Łódź.

It is interesting, the last meeting with Eva Rubinstein was on October 20, 2017 in Łódź, during the Jubilee V Rubinstein Piano Festival, organized by Wojciech Grochowalski, where at the Łódź Photographic Society at Piotrkowska Street 102 there was a photo exhibition. I showed Eva's first portraits from 1981, and she opened the exhibition. So almost 40 years after doing it. Then we left on ul. Piotrkowska, where is the monument of Julian Tuwim and I took her historical photo. The spiciness of all this is added by the fact that, like Rubinstein, I was born in Łódź, and in the Łódź Photographic Society on ul. Piotrkowska 102, I started working in photography in the early 70's before I left for New York in 1979.





Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page