“…Miałem problem po ukończeniu Akademii, właściwie już podczas trwania studiów, bo wszyscy malowali mniej więcej tak samo, rysowali tak samo (…). Mieliśmy zawężone horyzonty i równie nieciekawe perspektywy. (…) I właśnie wtedy pomógł mi Nikifor. (…) Osobiście poznałem go w 1966 lub 1967 roku, bo przyjechał na Akademię, a właściwie przywieźli go szarą warszawą. Był z nim opiekun. Nikifor wysiadł, usiadł przy nas na ławce i zaczął rysować. Rysował i rysował, a ja patrzyłem. (…) To fakt, że starałem się wtedy malować trochę jak Nikifor, ale to był jedynie przewrotny rozpęd we własnym kierunku. Tak więc to raczej dowcip z tym moim Nikiforem. Niemniej wtedy był dla mnie bardzo ważny, wskazał mi drogę…” – Edward Dwurnik.
Edward Dwurnik (1943-2018) urodził się w 1943 w Radzyminie. Studia w warszawskiej ASP w latach 1963-70. W czasie studiów, począwszy od 1965 r rozpoczął cykl Podróże autostopem (kontynuowany przez lata), w którym portretował miasta i miasteczka z perspektywy "ptasiego lotu", wyprzedził dzisiejszą fotografię z drona. W latach 1972 - 78 powstaje cykl Sportowcy, w którym przedstawia ludzi marginesu, cwaniaków, palaczy najtańszych wówczas papierosów marki "Sport". Około roku 1980 nastąpiło połączenie cyklów Sportowcy i Robotnicy (realizowanego od ok. 1975 r). Szyderstwo i krytyka z prowadzących "sportowe" życie współziomków (była to też reakcja na nachalne, instrumentalne gloryfikowanie hegemona - tj klasy robotniczej, przez ówczesną propagandę) zostało zarzucone na rzecz poczucia solidarności z portretowanymi ludźmi. Obrazy z cyklu Warszawa (1981 r), proroczo antycypowały wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. W cyklu Droga na Wschód (1989 - 1991) upamiętnił ofiary stalinowskiego komunizmu, w cyklu Od Grudnia do Czerwca (1990 - 1994) oddał pamięć ofiarom stanu wojennego w Polsce. W cyklu Niech żyje wojna! powstałym pod wrażeniem wojen na Kaukazie i Bałkanach artysta śle przesłanie - ostrzeżenie.Ostanie cykle artysty to: Wyliczanka, Diagonale, Kwiaty, powrót do Podróży autostopem i cyklu Błekitne. Autor ponad 3 tysięcy obrazów towarzyszących naszemu życiu od kilkudziesięciu lat, stanowiących swoistą, niepowtarzalną, artystycznie ujętą kronikę życia, obyczaju, materialnego i duchowego zapisu naszej kultury.
Edward Dwurnik zmarł! Informacja spadła jak grom z jasnego nieba 28 X 2018. Kilka dni później, byłem w gronie zaprzyjaźnionych z nim ludzi na Wojskowych Powązkach, nieopodal grobu Tomasza Stańki, który niestety nie zagrał na swojej trąbce, jak to zrobił w pierwszą rocznicę WTC 11 września 2002 r. na mojej wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie, aż przechodziły ciarki po plecach, a strażacy, którzy przylecieli na to otwarcie z Nowego Jorku, mieli łzy w oczach. Tu zagrali żołnierze i oddali salwę. Też zrobiło to duże wrażenie.
Niezwykle pracowity, kiedykolwiek go nie odwiedzałem zawsze coś malował, więc nic dziwnego, że zostawił ponad 5000 obrazów i 10 000 rysunków.
Odwiedziłem go w pracowni w Warszawie 27 IX 2001, kiedy przygotowywał dużą retrospektywy w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie, gdzie później robiłem zdjęcia.
Przechodząc do jego pracowni, na dużej białej ścianie zobaczyłem przedziwny obraz, jakby ściejające farby. Zatrzymałem się jak wryty. Dwurnik powiedział – tu wieszam płótna i polewam farbą, to co powstało, to zupełny przypadek. Było to w okresie kiedy Dwurnik malował obrazy w stylu Jacksona Pollocka. Właśnie na tle tego "dzieła" zrobiłem portret Dwurnika, któremu się to bardzo podobało.
7 września 2001 otworta została wystawę Edwarda Dwurnika w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie pt. "Malarstwo. Próba retrospektywy". Dobre określenie próba, gdyż gdyby zrobić prawdziwą retrospektywę, to nawet olrzymia Zachęta by jej nie pomieściła. Na wystawie zaprezentowano wybrane spośród ponad 3000 obrazów dotychczas namalowanych przez Dwurnika, które można uznać za reprezentatywne jego twórczości. Prezentacja obejmuje ponad 150 prac powstałych w ciągu ostatniego trzydziestolecia. Jak zobaczyłem tę wystawę, znakomicie rozwieszoną w Zachęcie, umówiłem się z Dwurnikiem za dwa tygodnie na wystawie, aby zrobić zdjęcia. To była niesamowita sesja, wystarczyło, że się przemieszczaliśmy i powstawały nowe rzeczy. Dużo rozmawialiśmy podczas zdjęć, pamiętam, że przeczytałem "City Magazine", gdzie Dwurnik na pytanie - dlaczego maluje tysiące obrazów? W sposób bezpośredni mówił: "...Chyba jestem prawdziwym malarzem, który ma, mówiąc trywialnie, pasję tworzenia, pasję życia. Ja maluję, bo nic innego nie umiem robić. Sprawność ręki sprawia mi przyjemność. Nie przywiązuję się do samych prac, stale mi je ktoś zabiera - jestem jak rolnik, który sprzedaje to, co wyhoduje...". Nie można chyba było tego prościej i dosadniej powiedzieć. Każdy ma jakiegoś Mistrza, pamiętam wypowiedź Dwurnika na temat Nikifora: "...Miałem problem po ukończeniu Akademii, właściwie już podczas trwania studiów, bo wszyscy malowali mniej więcej tak samo, rysowali tak samo (…). Mieliśmy zawężone horyzonty i równie nieciekawe perspektywy. (…) I właśnie wtedy pomógł mi Nikifor. (…) Osobiście poznałem go w 1966 lub 1967 roku, bo przyjechał na Akademię, a właściwie przywieźli go szarą warszawą. Był z nim opiekun. Nikifor wysiadł, usiadł przy nas na ławce i zaczął rysować. Rysował i rysował, a ja patrzyłem. (…) To fakt, że starałem się wtedy malować trochę jak Nikifor, ale to był jedynie przewrotny rozpęd we własnym kierunku. Tak więc to raczej dowcip z tym moim Nikiforem. Niemniej wtedy był dla mnie bardzo ważny, wskazał mi drogę...". W dalszej części tekstu w "City Magazine" o swoich obrazac: "...Niebieskie miasta się sprawdziły, bardzo je lubię. Kiedyś Penderecki przyszedł do znakomicie wyposażonego studia - pokazali mu, że wszystko można tu zrobić. A on wziął trzy dźwięki i zrobił z tego świetną muzykę. To tak, jak na przyjęciu - wszystkiego się nie zje. Niektórzy próbują - wpierdalają rybę z ciastkiem kremowym, bo napakowali sobie na talerz, co się dało. Ale i tak wszystkiego nie zjedzą. Ważny jest wybór i on świadczy o poziomie i klasie artysty...". Włąściwie nic dodać, nic ująć, w prosty sposób powiedział jak robi, bez zbędnego filozofowania.
PORTRAIT with HISTORY Edward Dwurnik "... I had a problem after graduating from the Academy, actually during my studies, because everyone painted more or less the same, drew the same (...). We had narrowed horizons and equally uninteresting perspectives. (...) And that's when Nikifor helped me. (...) I met him personally in 1966 or 1967, because he came to the Academy, and actually they brought him in gray Warsaw. A guardian was with him. Nikifor got out, sat next to us on the bench and began to draw. He drew and drew while I watched. (...) It was a fact that I tried to paint a bit like Nikifor, but it was only a perverse momentum in my own direction. So it's rather a joke with this Nikifor of mine. Nevertheless, he was very important to me then, he showed me the way ... "- Edward Dwurnik. Edward Dwurnik (1943-2018) was born in 1943 in Radzymin. Studies at the Warsaw Academy of Fine Arts in 1963-70. During his studies, from 1965 he began the series Hitchhiking travels (continued for years), in which he portrayed cities and towns from the perspective of a "bird's flight", ahead of today's photography from a drone. In the years 1972–78 the Sportsmen series was created, in which he presents people of the margins, crafters, smokers of the then cheapest "Sport" brand cigarettes. Around 1980 there was a combination of cycles Athletes and Workers (implemented since around 1975). Mocking and criticism of the compatriots who led the "sports" life (it was also a reaction to the pushy, instrumental glorification of the hegemon - that is, the working class, by then propaganda) was accused of a sense of solidarity with the portrayed people. Paintings from the Warsaw (1981) series, prophetically anticipated the imposition of martial law in Poland. In the series Road to the East (1989–1991) he commemorated the victims of Stalinist communism, in the From December to June series (1990–1994) he commemorated the victims of martial law in Poland. In the series Long live the war! the artist, who was impressed by the wars in the Caucasus and the Balkans, sends a message - a warning. The artist's last cycles are: Wyliczanka, Diagonals, Flowers, return to Hitchhiking and the Blue cycle. Author of over 3,000 images accompanying our lives for several dozen years, constituting a specific, unique, artistically captured chronicle of life, customs, material and spiritual record of our culture.
Edward Dwurnik is dead! The information fell like a thunderbolt on October 28, 2018. A few days later, I was among my friends at Military Powązki, near the grave of Tomasz Stańko, who unfortunately did not play his trumpet, as he did on the first WTC anniversary on September 11, 2002. at my exhibition at the National Museum in Warsaw until the shivers went down the back and the firefighters who came to the opening from New York had tears in their eyes. Here soldiers played and fired a salvo. It also made a big impression.
Extremely hard-working, I have never visited anything, he never painted, so it is not surprising that he left over 5000 paintings and 10,000 drawings.
I visited him in his studio in Warsaw on September 27, 2001, when he was preparing a large retrospective at the Zachęta National Gallery of Art in Warsaw, where I later took pictures.
Moving to his studio, on a large white wall I saw a strange picture, as if dripping paint. I stopped short. Dwurnik said - here I hang canvases and pour paint, what was created is a complete accident. It was at a time when Dwurnik painted paintings in the style of Jackson Pollock. It was against this background that I made a portrait of Dwurnik who liked it very much.
On September 7, 2001, Edward Dwurnik's exhibition at the Zachęta National Gallery of Art in Warsaw was opened. "Painting. An attempt at a retrospective". A good term for a test, because if you did a real retrospective, even a giant Zachęta would not have accommodated it. The exhibition presents selected from over 3,000 paintings so far painted by Dwurnik, which can be considered representative of his work. The presentation includes over 150 works created during the last thirty years. When I saw this exhibition, perfectly posted in Zachęta, I made an appointment with Dwurnik in two weeks to take photos.
Moving to his studio, on a large white wall I saw a strange picture, as if dripping paint. I stopped short. Dwurnik said - here I hang canvases and pour paint, what was created is a complete accident. It was at a time when Dwurnik painted paintings in the style of Jackson Pollock. It was against this background that I made a portrait of Dwurnik who liked it very much.
On September 7, 2001, Edward Dwurnik's exhibition at the Zachęta National Gallery of Art in Warsaw was opened. "Painting. An attempt at a retrospective". A good term for a test, because if you did a real retrospective, even a giant Zachęta would not have accommodated it. The exhibition presents selected from over 3,000 paintings so far painted by Dwurnik, which can be considered representative of his work. The presentation includes over 150 works created during the last thirty years. When I saw this exhibition, perfectly posted in Zachęta, I made an appointment with Dwurnik in two weeks to take photos.
It was an amazing session, all we had to do was move and create new things. We talked a lot during the photos, I remember reading "City Magazine", where Dwurnik asked - why does he paint thousands of paintings? He directly said: "... I think I am a real painter who has, in trivial terms, a passion for creation, a passion for life. I paint because I can do nothing else. I am pleased with the dexterity of my hand. I do not get attached to the work itself, constantly someone takes them from me - I'm like a farmer who sells what I grow ... ". It could not have been easier and more clearly said. Everyone has a Master, I remember Dwurnik's statement about Nikifor: "... I had a problem after graduating from the Academy, actually during the studies, because everyone painted more or less the same, drew the same (...). We had narrowed horizons and equally uninteresting perspectives (...) And that's when Nikifor helped me. (...) I met him personally in 1966 or 1967 because he came to the Academy, or rather they brought him in gray Warsaw. A guardian was with him. Nikifor got out, sat next to us on the bench and began to draw. He drew and drew, and I watched. (...) It was the fact that I was trying to paint a bit like Nikifor, but it was only a perverse momentum in my own direction. So it was rather a joke with this Nikifor of mine. Nevertheless, it was for me very important, he showed me the way ... ". In the following part of the text in City Magazine about his insults: "... Blue cities worked, I like them very much. Once Penderecki came to a well-equipped studio - they showed him that everything can be done here. And he took three sounds and made from this great music. It's like at a party - you don't eat everything. Some people try - push the fish with cream cakes because they packed their plate on what they could. But they won't eat everything. The choice is important and it proves artist's level and class ... ". Actually, nothing more, nothing less, he simply said how he did it, without unnecessary philosophizing.
Comments